Możemy zmieniać historię

Roberto de Mattei

Z prof. Roberto de Mattei z Uniwersytetu Europejskiego w Rzymie rozmawia Beata Falkowska

Mieszkańcy państw Unii Europejskiej właśnie wybrali swoich przedstawicieli do Parlamentu Europejskiego.Głos obywateli wpływa na jakiekolwiek tryby unijnej maszynerii? 

– Teoretycznie wybory do Parlamentu Europejskiego powinny pozwalać obywatelom europejskim decydować o ich przyszłości. W rzeczywistości sprawy mają się inaczej, ponieważ instytucje europejskie są pewnym kompleksem biurokratycznych organizmów, które zawierają, oprócz parlamentu, Komisję, Radę Europy i inne struktury tego rodzaju. Decyzje rodzą się z pewnej wygórowanej pozycji, gdzie trudno jest zrozumieć, kto decyduje i gdzie znajduje się suwerenność. Traktuje się tutaj o poważnym problemie, ponieważ nie istnieje możliwość, która jest obecna we wszystkich parlamentach demokratycznych, aby móc kontrolować ze strony wyborców zachowanie ich przedstawicieli.

Ponieważ jeśli we Włoszech, w Polsce czy w innych kraju Unii posłowie czy senatorowie zachowują się w sposób niezgodny z mandatem, jaki otrzymali od wyborców, to istnieje możliwość kontroli poprzez gazety, środki komunikacji oraz pewnej bezpośredniej presji na swoich przedstawicieli. To, niestety, nie zdarza się w przypadku Parlamentu Europejskiego, ponieważ obywatele, raz wybrawszy swoich reprezentantów, nie są w stanie śledzić pracy, którą ci wykonują w Brukseli i Strasburgu. Akcja polityczna członków Parlamentu Europejskiego nie ma więc tego charakteru skutecznej kontroli ze strony obywateli.

Przez ponad pół wieku od planu Schumana koncepcje integracji europejskiej bardzo się zmieniły. Jak dalece pierwotne idee zostały wypaczone i zdradzone?

– Zmiana nastąpiła w latach 80. XXw., a zwłaszcza wraz z przyjęciem traktatu z Maastricht z 1992 r., kiedy to Europie ojców założycieli, Europie Adenauera, Schumana i de Gasperiego, przeciwstawiono nową wizję Europy, wizję socjalistyczną, zgodnie z którą Europę ojczyzn i narodów należy zastąpić nową Europą biurokratyczną, scentralizowaną, z inspiracjami socjalistycznymi, która powinna zapoczątkować kres państw narodowych.

Podstawową charakterystyką traktatu z Maastricht jest to, aby uruchomić proces integracji ekonomicznej poprzez wprowadzenie jednej monety euro, zmierzając do wywłaszczenia z suwerenności monetarnej poszczególnych narodów i by osiągnąć wywłaszczenie z suwerenności politycznej. Ten projekt nie został ostatecznie zrealizowany, ponieważ były pewne reakcje ze strony poszczególnych państw. Również ostatnie wybory do PE ukazują pewien wzrost znaczenia partii politycznych przeciwnych projektowi z Maastricht.

Kto tak naprawdę rządzi UE i jaki ma cel?

– Trudno powiedzieć, kto naprawdę rządzi UE, ponieważ te siły nie są otwarte i transparentne. Siły te są natury przede wszystkim ekonomicznej, które często są „ciemne”, te siły są związane nie tylko z lobby bankowym Europy, ale także z częścią lobby ideologicznego. Nie można nie dostrzec mocnej obecności masonerii w sercu instytucji europejskich. Masoneria jest właśnie jedną z tych sił, które rządzą Europą „za kulisami”.

Unia ze względu na poziom rozwoju ekonomicznego wydaje się atrakcyjna dla wielu państw np. bałkańskich, Mołdawii, Ukrainy. Liczą one na pomoc, przede wszystkim finansową, w nadrabianiu gospodarczego zapóźnienia względem Zachodu. Czy nie ma dla nich alternatywy? 

– Podstawowe nieporozumienie polega na przeświadczeniu, że dla niektórych krajów – czy tych ujętych w pytaniu, czy też np. północnoafrykańskich, czy dla Turcji, która chce wstąpić do Unii Europejskiej – istnieje tylko radykalna alternatywa: albo się wchodzi do Unii Europejskiej, albo pozostaje się na zewnątrz, w opozycji do niej. Natomiast byłoby logiczne przecież wyobrazić sobie wokół Unii Europejskiej grupę krajów, które, choć nie wchodzą do Unii, stanowią pewien rodzaj stosunków o charakterze ekonomicznym, kulturowym, partnerskim.

Należy tutaj powiedzieć, myśląc o wspomnianej przeze mnie Turcji, że dla niej alternatywą nie jest być w Unii Europejskiej lub przeciw niej, lecz ta obecność mogłaby mieć właśnie wymiar współpracy, pozostając jednak poza Unią. To samo można powiedzieć o Ukrainie, krajach bałkańskich czy północnoafrykańskich.

Kandydaci na stanowisko szefa Komisji Europejskiej Martin Schulz i Jean-Claude Juncker są chyba dobrym przykładem tendencji wśród unijnych elit. Jak możemy opisać europejski establishment?

– Bardziej niż z „elitami” mamy tutaj do czynienia z „lobby” złożonym z zawodowych polityków, którzy wyobrażają sobie możliwość stworzenia „superrządu” najpierw europejskiego, później światowego, pozbawionego jakiejkolwiek kontroli demokratycznej. Jak tego można dokonać? Najpierw należy sprowokować kryzys natury ekonomicznej, ponieważ, gdy mamy do czynienia z sytuacją kryzysową, sięga się do rozwiązań i środków natury nadzwyczajnej oraz do tak zwanych ekspertów. Europa jest dziś narażona na ryzyko technokracji. Technokracja to rząd ekspertów, techników, przeciwstawiony rządowi demokratycznemu, wybranemu przez obywateli.

Pomysł rządu technokratycznego zrodził się w XIX wieku, wewnątrz kultury socjalistycznej, wraz z takimi osobami jak A. Comte i H. Saint-Simon. Ten ostatni wyobrażał sobie Europę zarządzaną na sposób przedsiębiorstwa, przez pewną radę nadzorczą. Ta idea od socjalistów XIX wieku przywędrowała do socjalistów naszych dni, którzy obawiają się oceny ludzi i chcieliby zawierzyć rządy nie tylko Europy, ale poszczególnych krajów i całego świata jednej konkretnej kaście oświeconych technokratów.

Dostrzega Pan jakieś nowe zagrożenia związane z rządami fanatycznych fede- ralistów, np. dla Kościoła katolickiego i katolików?

– Niebezpieczeństwo polega na tym, że w tej perspektywie technokratycznej i socjalistycznej muszą zostać zniszczone instytucje naturalne. Jakie są instytucje naturalne? Pierwsza to rodzina, później własność prywatna, ale również państwo jako takie jest postrzegane jako pewien element jedynie historyczny przeznaczony do zniknięcia.

Jest taka książka F. Engelsa, towarzysza K. Marksa, zatytułowana „Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa”, w której autor prorokuje zniknięcie tych naturalnych instytucji i zastąpienie ich czymś w rodzaju oświeconego rządu, pewnej mniejszości technokratów, zarządców, którzy będą mogli realizować utopijną równość socjalizmu. Jest o wiele łatwiej realizować tę utopię na poziomie europejskim aniżeli w każdym pojedynczym kraju. Projekt europejski polega więc na likwidacji państw narodowych, ponieważ stanowią one pewną barierę, element przetrwania wobec tego projektu, który nie tylko zmierza do zniszczenia tych państw, ale również do zniszczenia samego Kościoła katolickiego. A to dlatego, że Kościół, który jest strażnikiem wartości i praw, jako taki właśnie przejawia odporność wobec tych projektów.

Unia zaczyna coraz bardziej ingerować w sprawy obyczajowe i bioetyczne (np. raport Lunacek), ideologia gender wkrada się w niemal wszystkie dziedziny życia, w edukację, prawo pracy itd. Czym jest Pan najbardziej zaniepokojony?

– Ideologia gender zrodziła się wewnątrz innej instytucji międzynarodowej, Organizacji Narodów Zjednoczonych. Mam tutaj na myśli przede wszystkim Konferencję w Pekinie. Problemem wydaje mi się właśnie to, że dziś instytucje europejskie są przegrane, jeśli chodzi o polityczny plan, ponieważ okazały się niezdolne do zaprowadzenia pokoju i porządku w wymiarze politycznym. Odnoszę się tutaj do ONZ z jednej strony i do instytucji europejskich z drugiej.

Stały się laboratoriami ideologicznymi, w których to zostają formułowane nowe światopoglądy, jak choćby teoria gender, i próbuje się przełożyć te światopoglądy poprzez różne rezolucje, polecenia, ekspresje polityczne, które nie mają bezpośredniej wartości prawnej, lecz mają ogromny wpływ psychologiczny i medialny. Wystarczy pomyśleć, że od 1994 roku aż do dziś mieliśmy do czynienia z mnóstwem rezolucji Parlamentu Europejskiego na rzecz legalizacji układów homoseksualnych i większa część krajów europejskich wprowadziła do swojego prawa tę normę. To wydarzyło się na przestrzeni 20 lat. Ostatnim krajem, jeśli się nie mylę, była Malta. To ukazuje siłę instytucji europejskich, ponieważ te prawa zostają wprowadzone w legislację prawa narodowego, aby je „wyrównać” do poziomu prawa europejskiego.

W tym momencie na przykład chce się wprowadzić w całej Europie „przestępstwo homofobii”, a więc zakaz publicznej obrony naturalnej rodziny i zakaz publicznej krytyki homoseksualizmu. Znajdujemy się w całkowitej dyktaturze relatywizmu.

Unia oficjalnie jest „neutralna” pod względem światopoglądu. Wiemy, że to tylko pozory i prawdziwe oblicze instytucji unijnych jest antychrześcijańskie. Czyżby nasza wiara i tradycja nie miały dość siły, by się temu przeciwstawić? Co wzmacnia, a co osłabia głos katolików?

– Nie istnieje „neutralność”, ponieważ jeśli jest prawdą, że umieszczenie znaku krzyża w sali szkolnej czy w sądzie jest precyzyjnym wyborem, to ściągnięcie tego krzyża jest wyborem ideologicznym, bardzo czytelnym – nie jest jakimś tam wyborem neutralnym. Jeśli jest prawdą, że wprowadzenie do konstytucji jakiegoś elementu chrześcijańskiego jest wyborem, to decyzja, aby usunąć to odwołanie, nie jest aktem neutralnym, lecz konkretnym wyborem ideologicznym, antychrześcijańskim. Istnieje możliwość dla Europy pewnego wyboru: na rzecz lub przeciw chrześcijaństwu, ale nie istnieje neutralność pod tym względem.

I obywatele Europy są wezwani dziś, aby zająć stanowisko, aby zaangażować się prywatnie i publicznie na rzecz lub przeciw temu, co Jan Paweł II i Benedykt XVI zdefiniowali jako chrześcijańskie korzenie społeczeństwa. Te korzenie chrześcijańskie nie są jedynie historyczne w tym sensie, że przynależą do danej epoki historycznej, lecz że są konstytutywne, że tworzą podstawy społeczeństwa. Społeczność pozbawiona swoich chrześcijańskich korzeni jest skazana na degradację, zepsucie. Natomiast jeśli pragniemy społeczeństwa stabilnego i uporządkowanego, nie możemy czynić nic innego, jak budować je na bazie prawa Bożego i naturalnego, na chrześcijańskich korzeniach społeczeństwa.

Jak unijna degrengolada będzie wpływać na i tak słabą pozycję Europy w globalnym cywilizacyjnym wyścigu z Chinami, światem islamu, Rosją itd.?

– W naszych czasach ponad pięćdziesiąt krajów muzułmańskich wchodzi w skład pewnej organizacji, która nazywa się Organizacją Konferencji Islamskiej i jest instytucją ponadnarodową broniącą interesów religii islamskiej na całym świecie, także wewnątrz Unii Europejskiej. Chiny zaś do tej pory nie wyparły się swojej komunistycznej matrycy ideologicznej. Określają się wciąż jako kraj komunistyczny i socjalistyczny. Tak więc zarówno świat islamski, jak i ten chińsko-komunistyczny zachowują swoją mocną tożsamość ideologiczną. Europa zaś odwróciła się od własnej tradycji, historii i kultury.

Odrzuciła własne korzenie chrześcijańskie i znajduje się dziś w słabszej sytuacji wobec Chin z jednej i świata islamu z drugiej strony. Te dwie rzeczywistości tworzą, moim zdaniem, zagrożenie dla Europy. I nasz kontynent powinien się zjednoczyć, przekraczając granice samej tylko Unii Europejskiej. Uważam, że powinno istnieć swego rodzaju przymierze, które dotyczyłoby także Stanów Zjednoczonych, Rosji – tych wszystkich krajów, które dziś czują się zagrożone przez islam z jednej, a przez Chiny z drugiej strony. To zagrożenia polityczne, ekonomiczne, demograficzne. Problem demograficzny jest bardzo poważny dla Europy.

To nie tylko kwestia biologiczna, lecz o wiele szersza, ponieważ spadek demografii jest oznaką pewnej porażki wiary w przyszłość. Europejczycy muszą odzyskać tę ufność w przyszłość, lecz ta przyszłość może być zbudowana jedynie na wartościach wspólnie dzielonych.

Czy jest szansa odwrócenia społecznych i kulturowych zmian w Europie? Proszę opowiedzieć o ruchu obrony wartości, obrony życia we Włoszech. Ostatnio ulicami Rzymu przeszedł potężny Marsz dla Życia. Kogo grupują te inicjatywy? Czy ludzie przestają być obojętni? 

– Należy przezwyciężyć pewien slogan, który utrzymuje, że historia ma swój bieg nieodwracalny. Nie istnieje historia przez „duże H” rozumiana jako pewien bezosobowy strumień wydarzeń. Historia jest tworzona przez ludzi wolnych, którzy poprzez swoje siły, inteligencję, wolę i Bożą pomoc mogą modyfikować historię, mogą nią kierować. Tak więc w historii nic nie jest nieodwracalne, wszystko jest możliwe. Społeczeństwo dekadenckie ma szansę się odrodzić, a społeczeństwo kwitnące może zaniknąć, w zależności od postawy ludzi, którzy żyją w tej społeczności. Wydaje mi się, że na całym świecie możemy w naszych czasach dostrzec odrodzenie tradycyjnych wartości.

Podróżując, odnotowałem to zjawisko w wielu krajach. We Włoszech czwarty raz z rzędu odbył się wielki narodowy Marsz dla Życia, który zgromadził ponad 40 tysięcy osób. Mówię „narodowy”, ale tak naprawdę był to marszmiędzynarodowy, ponieważ wielu uczestników przybyło z zagranicy, było obecnych wielu Polaków, ale także Hiszpanów, Francuzów, Amerykanów, młodych z wielu narodów. Ten marsz chce być swego rodzaju publiczną manifestacją w obronie wartości, które nie podlegają negocjacjom, są nienaruszalne, poczynając od pierwszorzędnej wartości życia od momentu poczęcia aż do naturalnej śmierci. I my walczymy przeciw tym wszystkim niesprawiedliwym prawom, które pretendują do tego, aby negować z byle jakiego powodu ludzkie życie.

Tematy życia i rodziny są dziś dwoma polami walki, bardzo ważnymi, ponieważ to właśnie z nimi walczy kultura śmierci, nihilistyczna kultura gender. Wierzę, że jest bardzo ważne, aby stworzyć swego rodzaju sieć ludzi, stowarzyszeń, grup w Europie, aby zjednoczyć siły w tej walce, która nie jest jedynie walką w obronie życia, lecz walką w obronie tradycyjnych wartości. Jestem przekonany, że te wartości, mające charakter długotrwały i uniwersalny, przeważą i zatriumfują w historii, ponieważ kultura nihilistyczna, kultura śmierci jest ze swej natury bezpłodna, natomiast Prawda i Dobro mają w sobie pewną nadzwyczajną płodność i zdolność do obrony.

Ważne, aby byli ludzie, którzy uczynią z siebie gorliwych nosicieli tej Prawdy i tego Dobra. I stąd nasz apel do wszystkich ludzi dobrej woli w Europie, aby zjednoczyć siły w tej wielkiej walce o obronę społeczności chrześcijańskich i naszych instytucji.

Dziękuję za rozmowę.