Włochy zawsze były politycznym laboratorium, miejscem, gdzie prowadzi się eksperymenty przy projektach politycznych, kulturalnych i społecznych o znaczeniu międzynarodowym. Tak jest dziś za rządów Mario Montiego, tak samo było w latach 70. ubiegłego wieku, kiedy zainicjowano „historyczny kompromis” między PCI, główną partią komunistyczną na Zachodzie, a Chrześcijańską Demokracją, która zbierała w kraju głosy katolickiej i umiarkowanej większości. Projekt ten miał pokazać możliwość istnienia w komunizmie nurtów narodowych i demokratycznych – w ramach tzw. eurokomunizmu niezależnego od Kremla. Śmierć 9 maja 1978 r. Aldo Moriego, sekretarza Chrześcijańskiej Demokracji (DC), uprowadzonego przez Czerwone Brygady oznaczała przedwczesne zakończenie eksperymentu, który jednak głęboko wpłynął na politykę Włoch w latach kolejnych.
We Włoszech upadek ZSRS wiązał się nie z kresem Partii Komunistycznej, która w 1991 r. ograniczyła się do zmiany nazwy, przekształcając się z PCI w PdS (Partia Lewicy), ale ze skruszeniem się DC zrujnowanej serią skandali wyolbrzymionych dodatkowo przez pewne sektory magistratury, by ułatwić wybicie się Lewicy. Komuniści ponownie byli bliscy objęcia władzy, ale pojawienie się na scenie Silvia Berlusconiego, który wygrał wybory w 1994 r., zniweczyło wszystkie te plany. Odtąd na kolejnych 17 lat Berlusconi zdominował włoską scenę polityczną, ściągając na siebie bezlitosne ataki ze świata politycznego, dziennikarskiego, a przede wszystkim sądowego. Abstrahując od oceny Berlusconiego, nie ma wątpliwości, że urządzono na niego prawdziwą sądową nagonkę. Dość wspomnieć, że z blisko 50 wytoczonych przeciwko niemu postępowań karnych, żadne nie zakończyło się definitywnie wyrokiem skazującym, a 27 czerwca br. w kolejnym z procesów już po raz 27. został uniewinniony.
Berlusconi, założyciel partii najpierw Forza Italia (1994), a później Popolo della Libertá (2009), zdołał przetrwać ataki polityczne, medialne, sądowe, ale nie udźwignął wewnętrznego kryzysu, jaki dotknął jego partię. Wywołany on był głównie sporami z Gianfranco Finim – byłym liderem Sojuszu Narodowego (Alleanza Nazionale), który dążył do objęcia kierownictwa w nowym „centrum” o profilu laicystycznym. Brak solidnej większości sprawił, że Berlusconi nie był w stanie przeciwstawić się ostatniemu atakowi, jaki przypuścił na niego Europejski Bank Centralny. W piśmie z 5 sierpnia 2011 r. EBC narzucał prezesowi włoskiej rady ministrów przeprowadzenie szeregu poważnych reform gospodarczych. Zagroził mu, że w przypadku niewdrożenia wytycznych pozbawi go finansowego wsparcia koniecznego, by stawić czoła trudnej sytuacji, z jaką boryka się Europa od czasu amerykańskiego kryzysu z 2008 roku.
I to właśnie wydarzyło się jesienią, kiedy po raz pierwszy społeczeństwo włoskie usłyszało o istnieniu słowa „spread” stosowanego na określenie różnicy pomiędzy zyskiem z niemieckich obligacji państwowych (Bund), a zyskiem z włoskich (BTp), uważanych przez inwestorów za ryzykowne. Wiązana operacja EBC, agencji ratingowych oraz międzynarodowych mass mediów wytworzyła wokół „ryzyka spreadu” pewien specyficzny klimat psychologiczny, niemożliwy do zniesienia przez rząd. 12 listopada 2011 r. Silvio Berlusconi złożył dymisję, a 16 listopada nowym premierem został Mario Monti, ekonomista, desygnowany na to stanowisko przez prezydenta Giorgia Napolitano.
Mario Monti nie jest człowiekiem o profilu wielkiego polityka czy intelektualisty, ale zawsze był gorliwym wykonawcą dyrektyw wydawanych przez finansowe oligarchie, w których cieniu wzrastał. Jego skrupulatność w realizowaniu powierzonych mu zadań zapewniła mu posadę komisarza UE w latach 1994-2008, przewodniczącego Komisji Trójstronnej w Europie, członka zarządu Grupy Bilderberg, doradcy banku Goldman Sachs oraz agencji Moody´s. Swoją wierność mocodawcom przypieczętował artykułami, które pisywał na łamach dziennika „Corriere della Sera”, organu par excellence włoskiego establishmentu. Wybór Montiego podyktowany był również jego „eurofanatyzmem”. „Corriere della Sera” z 2 stycznia 1999 r. na pierwszej stronie ogłaszał piórem Montiego narodziny euro w artykule zatytułowanym „Na wzór wojny wyzwoleńczej”. Autor stwierdzał, że 1 stycznia 1999 r. – „po raz pierwszy od czasów wojen o niepodległość” – rezygnując ze swojej waluty, Włochy „wzmocniły narodową jedność”.
„Wojna wyzwoleńcza” od lira wspierana przez ówczesnego ministra skarbu Carla Azeglio Ciampiego przyczyniła się w rzeczywistości do trwałej utraty suwerenności i niezależności Włoch. Ale Monti, następca Ciampiego jako minister i premier, podzielił projekt ultraeuroentuzjastów dotyczący rozpadu państw narodowych. Nie przez przypadek jest on członkiem – wraz z Danielem Cohn-Benditem, Jakiem Delorsem i Joshką Fischerem – Grupy Spinelli, która swą nazwę wzięła od Altiera Spinellego (1907-1986), głównego zwolennika, razem z Jeanem Monetem, „śmierci” państw europejskich.
Profesor Monti został wyznaczony przez lobby finansowe do ratowania Unii Europejskiej i jej waluty, którym 20 lat po podpisaniu traktatu z Maastricht grozi totalna klęska. „Wielki projekt, jakim jest euro, jest nieodwracalny” – oświadczył Monti podczas spotkania z Angelą Merkel, Fran÷ois Hollande´em i Mariano Rajoyem, które odbyło się w Rzymie 22 czerwca br. Tydzień później podczas szczytu w Brukseli obwieścił zwycięstwo, ponieważ inni przywódcy europejscy – począwszy od Angeli Merkel, przystali na jego żądania. Ta ustępliwość była do przewidzenia. W przeciwnym wypadku rząd Montiego upadłby, a przecież ostatnią rzeczą, jakiej chcieliby eurokraci, jest klęska człowieka wyznaczonego do tego, by ocalić Unię Europejską i jej walutę.
Co takiego uzyskał Monti? W połowie lipca do Europejskiego Funduszu Stabilizacji Finansowej (FESF) dołączy Europejski Mechanizm Stabilizacyjny (ESM) – nowa międzynarodowa organizacja finansowa o cechach prywatnościowych. Organy te będą dysponować funduszem 750 miliardów euro na wspieranie państw będących w kryzysie. Fundusz finansowany jest przez wszystkie państwa europejskie, nawet te, które same potrzebują skorzystać z pożyczek. Aby otrzymać pomoc finansową, kraje eurostrefy same muszą wpłacać przytłaczające kwoty pieniężne i zrezygnować z własnej suwerenności w decydowaniu o polityce ekonomicznej na rzecz organizmu, który przedstawia się jako wolny od jakiejkolwiek formy jurysdykcji – a więc kontroli – krajowej czy międzynarodowej. Krótko mówiąc, ESM bierze pieniądze od tych samych państw, którym później udziela pożyczki. Nowy podmiot prawny ma wesprzeć Europejski Bank Centralny, który poszerzy wówczas swoje wpływy, stając się bezpośrednio odpowiedzialny za nadzór nad bankami centralnymi przy stopniowym zmniejszaniu suwerenności narodowych.
Droga, jaką zamierza przebyć Monti, jest drogą centralnego rządu gospodarki europejskiej, który mógłby zrealizować cele unifikacji walutowej i fiskalnej, niezbędne do ostatecznej likwidacji państw narodowych. Tego rodzaju interwencjonizm państwowy wywodzi się od Claude´a Henri Saint-Simona (1760-1825), głównego przedstawiciela socjalizmu technokratycznego, który od 1803 r. w „Listach mieszkańca Genewy do swych współczesnych” proponował stworzenie Rady Newtona, najwyższego kolegium grupującego 21 naukowców wybranych przez ludzkość dla odnowy świata poprzez narzucenie mu nowych przekonań naukowych. W kolejnych dziełach Saint-Simon sformułował teorię reformy społeczeństwa europejskiego opartą na modelu wielkiego przedsiębiorstwa: władza polityczna nad ludźmi miałaby zostać zastąpiona administracją dóbr, a polityka miałaby się przekształcić w naukę o produkcji. Takiej społecznej transformacji musiałaby sprzyjać religia humanitarna „nowego chrześcijaństwa”.
Koncepcję Saint-Simona dotyczącą nauki „operacyjnej”, dzięki której człowiek może zapanować nad wszystkim, także nad samym człowiekiem, odnaleźć można w głównych kierunkach myślowych XIX wieku. Marksizm skodyfikował jej zasady, przedstawiając się jako filozofia mająca w praktyce wykazać swoją prawdziwość, jako filozofia, która stawała się faktem, a stając się faktem, stawała się prawdziwa. W ciągu kolejnych 70 lat – między rokiem 1917 a 1989 – tzw. socjalizm realny wykazał w praktyce utopijny charakter jego myśli, pociągając za sobą ku upadkowi wielkie globalistyczne utopie, które w wiekach XIX i XX stawiały sobie za cel „skonstruowanie” nowego świata. Marksizm ustąpił miejsca scjentyzmowi „społeczeństwa technicznego”, który choć przyjmuje marksistowskie sprowadzanie myśli do narzędzi produkcji, to odrzuca jego wątki rewolucyjno-mesjanistyczne. Ostatnim etapom procesu sekularyzacji nowoczesności towarzyszy zastępowanie nauk humanistycznych ekonomią jako ideologią, która przybiera pozory prawdy o wartości absolutnej.
Stwierdzić, że Mario Monti jest „technikiem”, to nic o nim nie powiedzieć. Monti reprezentuje sensymonistyczną wizję polityczną i religijną: jest kapłanem nowego kultu technokratycznego, który we Włoszech kształci swój kler na mediolańskim Uniwersytecie Bocconi, by później skierować go do potentatów bankowych, jak np. Goldman Sachs czy Morgan Stanley. Po zadowalającej karierze eurobiurokraty Monti został powołany do zorganizowania rządu gospodarczego, który z włoskiego laboratorium mógłby rozrosnąć się – na zasadzie modelowego „superrządu” – na całą Unię Europejską.
Rząd „techników” jest rządem oligarchicznym, który powstaje pod pretekstem nagłego zagrożenia i zakłada zawieszenie demokracji. We Włoszech parlament został tak naprawdę pozbawiony swoich kompetencji i jego rola sprowadza się do zatwierdzania decyzji premiera, który kiedy tylko znajdzie się w trudnej sytuacji, ucieka się do wotum zaufania. A jakie są tego efekty? Przez prawie 8 miesięcy rządów Monti wyróżnił się jedynie podniesieniem podatków. Presja finansowa we Włoszech osiągnęła jeden z najwyższych pułapów w świecie: konsumpcja spadła, wzrost i rozwój zostały zahamowane, krajowi zagraża recesja. Pod pozorem uderzenia w oszustwa podatkowe całkowicie zniesiono tajemnicę bankową, a obywatel został pozbawiony prawa do wolności korzystania z pieniędzy zgodnie ze swoimi upodobaniami; z każdego zakupu będzie musiał zdać sprawę urzędowi podatkowemu, który upatruje w nim potencjalnego wroga.
Według instytutu badań Datamonitor, w pierwszym półroczu 2012 r. popularność premiera spadła z 53 proc. w styczniu do 43 proc. w czerwcu. Na pytanie: „Czy za rok będzie jeszcze euro?”, tylko 39 proc. Włochów odpowiedziało twierdząco. Poparcie dla rządu maleje z dnia na dzień, ale partie polityczneobawiają się, że jeśli uchylą swoje poparcie dla władzy wykonawczej, kraj pogrąży się w chaosie. Obywatele stracili zaufanie do zawodowych polityków i skłaniają się ku przytłaczającej absencji bądź oddaniu głosu na Beppego Grilla, aktora, który korzystając z usług firmy marketingowej specjalizującej się w reklamie internetowej, stworzył najpopularniejszy włoski blog, zdobywając dzięki niemu sukces zarówno polityczny, jak i osobisty.
Ale Grillo to człowiek lewicy, pozbawiony jakichkolwiek zasad czy punktów odniesienia, zmienny w zależności od jego nastrojów dnia. Bardziej obiecująca jest mała partia Magdiego Cristiana Allama – Io Ama l´Italia (Kocham Włochy), która łączy różnorakie kwestie, jak np. odrzucenie euro, zdemaskowanie imigracji islamskiej i obrona życia. Ale czy będzie miała szansę, by się rozwijać bez wsparcia „wpływowych ośrodków”? Sukces Marszu dla Życia zorganizowanego w Rzymie 13 maja br. dowiódł jednak istnienia żywej katolickiej opinii publicznej, która gotowa jest do działania. Przyszłość Włoch nie jest więc jeszcze przesądzona.